czwartek, 23 grudnia 2010

Pomocnica Neptuna

Kto zgadnie o co kaman?

Apdejt
Łe... Nawet tata ze swoją mądrą głową nie dał rady zagadce...
Siarra!
Oto podpowiedź graficzna

środa, 22 grudnia 2010

Wesołych Świąt

Pierniczki upieczone. 
Prezenty kupione / zrobione i pięknie zapakowane.
Uszka zaraz się będą lepić. 
Święta tuż tuż.
Moje pierwsze! 
Wyczekane.


Niechaj ziemię rozśpiewa kolęda,
Każdy dom i każdego z nas,
Niechaj piękne Bożonarodzeniowe Święta
Niosą wszystkim betlejemski blask


Wesołych Świąt, Kochani!



.

wtorek, 21 grudnia 2010

7

Sponsorem dzisiejszego wpisu jest cyferka "7". Jak siedem miesięcy, które dzisiaj kończę.
Z tej okazji postanowiłam popełnić małe podsumowanie moich dotychczasowych osiągnięć.

A zatem:
- potrafię przez kilka minut samodzielnie siedzieć przytrzymując się łapkami podłoża
- spokojnie zwiedzam całe mieszkanie; przemieszczenie się z salonu do sypialni czy z kuchni do mojego łazienki nie stanowi żadnego problemu
- co najmniej kilkanaście razy w ciągu dnia podrywam pupkę od podłogi i w pozycji na kolanach wytrzymuję nawet 1-2 minuty; próbuję również odkleić kolana od podłogi i ruszyć do przodu
- wyginam ciało na wszystkie strony (dlatego leżaczek-bujaczek powoli idzie w odstawkę i raczej poza drzemkami z niego nie korzystam)
- mam bardzo lepkie łapki - w szczególności przyklejają mi się do nich przedmioty, których pod żadnym pozorem nie powinnam dotykać - telefony, kable, wtyczki, piloty, słuchawka od niani; jak już takki przedmiot wpadnie mi w ręce, to przekładam go najpierw 13852 razy z jednej rączki do drugiej, po czym pakuję w paszczę
- składam się w pół szybciej niż jakiś zakichany jogin; po złożeniu najczęściej wyskubuję sobie różne smakowite kąski z przestrzeni międzypalczastych stóp 
- wywalam język do połowy jego długości i potrafię tak wytrzymać pół godziny - bez nawilżania
- robię buc na zawołanie, ciesząc się przy tym niesłychanie
- na zadawane pytania odpowiadam kiwając główką - na razie znam tylko jedną odpowiedź i na wszystko się zgadzam (a pytania bywają... różne)

Chciałabym również korzystając z okazji dokonać przeglądu moich ulubionych i nieulubionych rzeczy, sytuacji i zachowań (kupa mięci).

Do ulubionych należą:
- Elmo (uwielbiam!!!)
- przygotowania do kąpieli - zawsze poprawiają mi humor
- musowe deserki owocowe Bobovita - po prostu pycha
- szuranie brzuchem po całym mieszkaniu; jak trochę śliny mi pocieknie, to podłoga wypolerowana na błysk 
- mroźne spacery i przejażdżki sankami
- jazdę samochodem (działa na mnie megausypiająco i czasem ledwo ruszymy, a ja już śpię)
- kolorowe światełka w galeriach handlowych
-  maminy czerwony szlafrok w którym wygląda jak Picassowska panda
- wysokie tony - piski, gwizdy, świsty itepe
- jak mama (!!!) śpiewa
-  przyspieszenia i przeciążenia 
- podmuchy wszelkiego rodzaju - suszarka, płucka, co tylko porządnie dmuchnąć potrafi
- turlanie się po podłodze (sekwencję: brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy wykonuję w 10 sekund)
- zwisanie głową w dół (byle nie po jedzeniu!!!)
- spać na zajączka, czyli z podniesionym zadkiem
- spać z kocem nałożonym na głowę
- drewniana listwa w przedpokoju - ta jedna jedyna; w 5 minut do niej podpełzam i stukam łapkami bez opamiętania
- przewalanie się w łóżku z rodzicami
- strącanie mamie okularów z nosa (mój rekord to 13 razy pod rząd i 17 brzydkich słów wypowiedzianych przez mamę)
- szeleszczące torebki, woreczki, paczuszki (od wacików, od chusteczek i tym podobnych)

Do nielubianych należą:
- wycieranie pupki po dwójce (po sikaniu jakoś to sprawniej idzie)
- smarowanie buzi kremiskami różnego rodzaju
- ubieranie, przebieranie i rozbieranie (do bani!)
- zasypianie w ciągu dnia (dlatego wciąż wspomagamy się suszarką i leżaczkiem-bujaczkiem)
- grudek w jedzeniu (udaję wtedy, że puszczam pawia i mama zaraz te grudki rozdrabnia)
- swędzące dziąsła, gdy kiełkują ząbki
- kapcie, skarpetki, buciki i wszystkiego, co mi choć na chwilę zakrywa stopy
- witamina D, którą dostaję przed kolacją

No dobra, to by było chyba wszystko.
Tymczasem!

Siedmiokilowy siedmiomiesięczniak, czyli ja :)





sobota, 18 grudnia 2010

Choinka

JEST! :)

Oto i ona.
W całej okazałości

Światełka


I anioł

Prezenty już czekają

Zapakowane

Przystrojone

Czekają na Wigilię

piątek, 17 grudnia 2010

Kręci się

Film niestety okazał się przedsięwzięciem zbyt ambitnym i nie udało się go nakręcić w tak krótkim czasie. Poza tym miałyśmy sporo dodatkowych zajęć, gdyż od wczorajszego popołudnia gościłyśmy kuzynkę Dziadka Antka i jej córkę. 
Co prawda gości już nie ma, dzień się jeszcze nie skończył, a mama przestała się już foszyć, więc byłaby szansa, ale... lepiej nic nie obiecywać.
Prędzej czy później film z pewnością pojawi się na blogu. 

A jutro... wielki dzień, bo w domu zagościć ma cho-in-ka... o ile tata dotrzyma słowa.
Proszę...


czwartek, 16 grudnia 2010

Krótko

Dziś wpadłam tylko po to, żeby się przywitać i ogłosić, że w mojej głowie zalągł się pomysł na kolejny film. Jak rodzicielka przestanie się dąsać, to jest wielce prawdopodobne, ze już jutro go zobaczycie.
Tymczasem znikam!
Pa!

środa, 15 grudnia 2010

Dzwonią dzwonki sań...





Sanki spisały się znakomicie.
Dziękujemy cioci Ani S. za prezentową inspirację.

Spóźniony Santa - ciąg dalszy

Wczoraj w końcu Mikołajowi udało się przedrzeć przez zaspy na naszym małym końcu świata i dostarczyć drugą część prezentu, czyli sanki.
Do sanek dołączony był śpiworek, żeby mi nóżki w czasie śniegowych przejażdżek nie zmarzły oraz - uwaga! - p c h a c z. Trochę to dziwne, bo już jednego "pchacza" w domu mamy, ale co tam! Od przybytku głowa nie boli.
Pomimo trzeszczącego mrozu chyba wybierzemy się zaraz na spacer.
Tym bardziej, że słońce się coraz mocniej wychyla i jest przepięknie dookoła.
Fotorelacja - po powrocie :)

wtorek, 14 grudnia 2010

Nihil novi, czyli wszystko po staremu

Ostatnie dni niewiele się od siebie różnią - rytm dnia wyznaczają posiłki, zabawa i drzemki. 
Za oknem hałdy śniegu, które uniemożliwiają poruszanie się przy pomocy wózka, więc ze spacerków trzeba było zrezygnować. 
Kwitniemy w domu. 
Ja cały czas coś majstruję, żeby mamie się nie nudziło. Pociągnę kabel, coś wyleję, strzelę mega kupę, albo po prostu - gdzieś się schowam, korzystając z chwili maminej nieuwagi. 

Postępów godnych odnotowania na razie brak; na kolankach jak się chwiałam, tak chwieję się dalej, a trzeci ząb wciąż się przebija i przebić nie może (przez co mam raczej podły nastrój). 

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Buc

Nauczyłam się robić buc. 
Buc jest wtedy, gdy mama lekko pochyla się w moją stronę, mówi "buc", po czym ja uderzam swoim czołem o jej czoło. Ale delikatnie, żeby nikt nie ucierpiał :)
Początkowo mama myślała, że to przypadek (a w zasadzie kilka przypadków pod rząd), ale później wypróbowaliśmy na tacie i też banglało! 
Bardzo fajna zabawa!


czwartek, 9 grudnia 2010

Chowany - shower version

Mama codziennie wymyśla jakąś nową zabawę. Dzisiaj rano przyszła kolej na chowanego. Tym razem w wersji prysznicowej. Mama chowała się za zasłonką i co jakiś czas wyskakiwała z innym okrzykiem. Ponieważ ja gustuję w bardziej wymyślnych wykrzyknieniach (bo wiadomo, że "akuku" jest dla małolatów!), mama musiała wspiąć się na wyżyny swej kreatywności i wykoncypować coś ekstra. I udało się! Miałam: rozwścieczonego wikinga, pól obsady Shreka, królika Bugs'a i na koniec króla Leonidasa. Ciekawa jestem co pomyśleli sąsiedzi słysząc [zis is spartaaa]. Chyba się lekko niezapokoili. Ale co tam. Najważniejsze, że ja miałam ubaw po pachy :) 

wtorek, 7 grudnia 2010

Krab w musie jarzynowym

Moje wyrafinowanie objawiło się dziś w preferencjach kulinarnych. Do zwykłego kremu  (lub jak też sugeruje producent - musu!!!) dodałam dziś małe co nieco - k r a b a. Co prawda krab był pluszowy, ale nic to. Bardzo pasował pod względem smakowym, a i nazwa brzmiała imponująco. No i zawsze to jakieś urozmaicenie; lekko mnie już nudzi ta monotonia obiadowa - kremy, przeciery, puree, mus-srusy. Chcę czegoś ekstra! 

Przegląd techniczny i spóźniony Santa

Przy okazji dzisiejszego szczepienia zostałam zważona i zmierzona wzdłuż i wszerz.

Oto podstawowe dane z dzisiejszego przeglądu (w nawiasach - centyle):
(1) waga - 7320 g (25 - 50)
(2) wzrost - 70 cm ( 90 - 97)
(3) obwód główki - 42 cm (25)
(4) obwód klatki z piersiami - 44 cm* (75 - 90)

*Ostatnio było 40!!!; jak tak dalej pójdzie to niedługo dogonię mamę

Choć na początku badania minę miałam nietęgą, to w sumie było bardzo fajnie. I tylu komplementów się nasłuchałam!!! Że jestem piękna, że mam bardzo ładną skórę, że wyglądam bardzo dojrzale, że mam bystry wzrok i łatwość nawiązywania kontaktu.
Bardzo miło słuchać takich słów - szczególnie od obcych. Bo rodzice - wiadomo - obiektywni w swoich ocenach raczej nie są. Ile się widzi takich sytuacji - dziecko brzydkie, że pożal się Boże, a matka piszczy w zachwycie "och, ty moja ślicznotko". Gdzie??? - pytam! Chyba, że chodzi o piękno ukryte... Bardzo głęboko...
Ale mniejsza o to.
Cieszę się, że już mam to szczepienie za sobą. Trochę bolało, bo piguła mi się głęboko wbiła z igłą, ale i tak byłam dzielna. Chwilę popłakałam (w zasadzie bardziej pasowałoby określenie "drzeć się wniebogłosy"), ale już po chwili zaczepiałam wszystkich dookoła uśmiechając się przyjaźnie.

A z innej beczki - dziś przyszedł spóźniony Mikołaj. A prawdę mówiąc, to nie Mikołaj się spóźnij, tylko nasza zacna Poczta Polska, co to w soboty urzędu nie otwiera. Bo i po co? Dlatego dopiero dziś mama poszła odebrać paczkę (ocierając się o panią Kasię Dołbor) i oto mam superfajny, superciepły, zimowy śpiworek na spacerki. Teraz żadnych mrozów się nie przestraszę! 
A czeka mnie jeszcze jeden prezent, ale rodzice na razie nie chcą zdradzić, co jeszcze Mikołaj ma dostarczyć w spóźnionej dostawie. Ale jak tylko się pojawi, to z pewnością się pochwalę.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Na kolana

Jedną z ulubieńszych piosenek mojej cioci Ani G. jest "Down on my knees". Ja też ją bardzo lubię, chociaż momentami pani Ayo dość mocno zawodzi (co najmniej jakby znosiła jAyo). Dlatego chyba wolę wykonanie mamy, bo - owszem - zawodzi, ale wygłupia się przy tym niesamowicie i można porechotać. 
Dziś rzeczona piosenka zainspirowała mnie  do tego, żeby końcu wykorzystać moje kolana.  Tyle, że zmieniłam kierunek i nie było "down" tylko "up on my knees". Momentami się chwiałam, jakbym przynajmniej 3 promile miała, ale próbowałam dalej. Żadnymi spektakularnymi osiągami jeszcze nie mogę się pochwalić, ale pierwsze próby oderwania dupska od podłogi mogę zaliczyć do udanych.

A na koniec do posłuchania Ayo

piątek, 3 grudnia 2010

Wyginam śmiało ciało!

Parę dni temu odkryłam nowy sposób patrzenia na świat - do góry nogami!
Siedząc na tatowych kolanach, gwałtownie odchyliłam się w tył. Wyglądało niebezpiecznie, ale tata mnie trzymał tak mocno, że nic absolutnie się nie stało. 
A było - śmiesznie! 
Podłoga była na suficie. Sufit na podłodze. Mama miała zamiast nóg - ręce, a w miejscu rąk - nogi (nie wspomnę o tym, gdzie była głowa!).
Tak mi się to spodobało, że po chwili znowu fiknęłam do tyłu.
I jeszcze raz!
I kolejny!
A dziś z mamą przez pół dnia trenowałyśmy wygibasy :)



czwartek, 2 grudnia 2010

Werandowanie

Mróz skuł wszystko! 
Absolutnie wszystko! 
W obawie przed tym, żeby i mnie to nie spotkało, nosa z domu nie wychylam.
Bo i jeszcze jakieś choróbsko się przypałęta...
Z drugiej strony jednak, brak spacerów też zdrowiu nie służy.
I bądź tu, kurka, mądry!
Mama z problemem się uporała i wpadła na pomysł jak połączyć wychodzenie z niewychodzeniem. 
Wprawdzie Ameryki nie odkryła (bo jak wiadomo zrobił do Krzyś Kolumb, o którym krążą plotki, że to nasz rodak!!!), bo metoda stara jak świat, ale jakże skuteczna. 
Cel dotlenienia moich pięciu płatów płucnych osiągnięty.
Ryzyko wychłodzenia i w jego następstwie przeziębienia zredukowane niemalże do zera. 
Po prostu bomba! 
Od razu lepiej się czuję!

Na koniec dla moich wiernych fanów - siedząca ja



środa, 1 grudnia 2010

Uroczo

Tak się jakoś dzisiaj fajnie poskładało, że wszystko dookoła mnie jest urocze. 

"Las"(:D) uroczy


Śnieg uroczy


Mróz uroczy


Drzewa urocze


No i oczywiście - JA najuroczejsza :D

Super-polik pomieści wszystko

Dumam, ale nic nie kumam

Na gigancie - pod stołem

Dwa ząbki mam...

... kogo ugryźć mam?

Podstolina c.d.

No dobra, wyciągnij mnie stąd!

Tatusiu... kupisz mi kucyka?

Łehehe - żartowałam!

Nareszcie na miękkim

O, a tak robi Małysz. Fruuuu...

A to Ziemniak w locie jak się już odklei od tej tyczki*

:)

* A propos Tyczki - dziś finał Tap Menl. Oglądajcie!