wtorek, 21 grudnia 2010

7

Sponsorem dzisiejszego wpisu jest cyferka "7". Jak siedem miesięcy, które dzisiaj kończę.
Z tej okazji postanowiłam popełnić małe podsumowanie moich dotychczasowych osiągnięć.

A zatem:
- potrafię przez kilka minut samodzielnie siedzieć przytrzymując się łapkami podłoża
- spokojnie zwiedzam całe mieszkanie; przemieszczenie się z salonu do sypialni czy z kuchni do mojego łazienki nie stanowi żadnego problemu
- co najmniej kilkanaście razy w ciągu dnia podrywam pupkę od podłogi i w pozycji na kolanach wytrzymuję nawet 1-2 minuty; próbuję również odkleić kolana od podłogi i ruszyć do przodu
- wyginam ciało na wszystkie strony (dlatego leżaczek-bujaczek powoli idzie w odstawkę i raczej poza drzemkami z niego nie korzystam)
- mam bardzo lepkie łapki - w szczególności przyklejają mi się do nich przedmioty, których pod żadnym pozorem nie powinnam dotykać - telefony, kable, wtyczki, piloty, słuchawka od niani; jak już takki przedmiot wpadnie mi w ręce, to przekładam go najpierw 13852 razy z jednej rączki do drugiej, po czym pakuję w paszczę
- składam się w pół szybciej niż jakiś zakichany jogin; po złożeniu najczęściej wyskubuję sobie różne smakowite kąski z przestrzeni międzypalczastych stóp 
- wywalam język do połowy jego długości i potrafię tak wytrzymać pół godziny - bez nawilżania
- robię buc na zawołanie, ciesząc się przy tym niesłychanie
- na zadawane pytania odpowiadam kiwając główką - na razie znam tylko jedną odpowiedź i na wszystko się zgadzam (a pytania bywają... różne)

Chciałabym również korzystając z okazji dokonać przeglądu moich ulubionych i nieulubionych rzeczy, sytuacji i zachowań (kupa mięci).

Do ulubionych należą:
- Elmo (uwielbiam!!!)
- przygotowania do kąpieli - zawsze poprawiają mi humor
- musowe deserki owocowe Bobovita - po prostu pycha
- szuranie brzuchem po całym mieszkaniu; jak trochę śliny mi pocieknie, to podłoga wypolerowana na błysk 
- mroźne spacery i przejażdżki sankami
- jazdę samochodem (działa na mnie megausypiająco i czasem ledwo ruszymy, a ja już śpię)
- kolorowe światełka w galeriach handlowych
-  maminy czerwony szlafrok w którym wygląda jak Picassowska panda
- wysokie tony - piski, gwizdy, świsty itepe
- jak mama (!!!) śpiewa
-  przyspieszenia i przeciążenia 
- podmuchy wszelkiego rodzaju - suszarka, płucka, co tylko porządnie dmuchnąć potrafi
- turlanie się po podłodze (sekwencję: brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy-brzuch-plecy wykonuję w 10 sekund)
- zwisanie głową w dół (byle nie po jedzeniu!!!)
- spać na zajączka, czyli z podniesionym zadkiem
- spać z kocem nałożonym na głowę
- drewniana listwa w przedpokoju - ta jedna jedyna; w 5 minut do niej podpełzam i stukam łapkami bez opamiętania
- przewalanie się w łóżku z rodzicami
- strącanie mamie okularów z nosa (mój rekord to 13 razy pod rząd i 17 brzydkich słów wypowiedzianych przez mamę)
- szeleszczące torebki, woreczki, paczuszki (od wacików, od chusteczek i tym podobnych)

Do nielubianych należą:
- wycieranie pupki po dwójce (po sikaniu jakoś to sprawniej idzie)
- smarowanie buzi kremiskami różnego rodzaju
- ubieranie, przebieranie i rozbieranie (do bani!)
- zasypianie w ciągu dnia (dlatego wciąż wspomagamy się suszarką i leżaczkiem-bujaczkiem)
- grudek w jedzeniu (udaję wtedy, że puszczam pawia i mama zaraz te grudki rozdrabnia)
- swędzące dziąsła, gdy kiełkują ząbki
- kapcie, skarpetki, buciki i wszystkiego, co mi choć na chwilę zakrywa stopy
- witamina D, którą dostaję przed kolacją

No dobra, to by było chyba wszystko.
Tymczasem!

Siedmiokilowy siedmiomiesięczniak, czyli ja :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.