Jedną z ulubieńszych piosenek mojej cioci Ani G. jest "Down on my knees". Ja też ją bardzo lubię, chociaż momentami pani Ayo dość mocno zawodzi (co najmniej jakby znosiła jAyo). Dlatego chyba wolę wykonanie mamy, bo - owszem - zawodzi, ale wygłupia się przy tym niesamowicie i można porechotać.
Dziś rzeczona piosenka zainspirowała mnie do tego, żeby końcu wykorzystać moje kolana. Tyle, że zmieniłam kierunek i nie było "down" tylko "up on my knees". Momentami się chwiałam, jakbym przynajmniej 3 promile miała, ale próbowałam dalej. Żadnymi spektakularnymi osiągami jeszcze nie mogę się pochwalić, ale pierwsze próby oderwania dupska od podłogi mogę zaliczyć do udanych.
A na koniec do posłuchania Ayo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.