środa, 22 czerwca 2011

Ale to już było

Cokolwiek przychodzi mi do głowy, to okazuje się, że już było. A ja bardzo nie lubię się powtarzać. Ale niestety - takie są fakty - dni upływają mi bardzo podobnie: całymi dniami spaceruję po domu, odkrywając coraz to kolejne zakątki, z których istnienia dotąd sobie nie zdawałam sprawy. 
W domu nerwowa atmosfera, którą mama podgrzewa swoimi postękiwaniami. Tata co rusz ucieka na budowę, żeby pilnować majstrów. I tak się kręci.
Ja wypróbowuję nowe smaki - dziś na przykład eksperymentowałam z kostką mydła lawendowego, którą do połowy wepchnęłam sobie do paszczy. Mama najwyraźniej się przeraziła i krzyczała, że niedobre, ale mi smakowało. Ba! Nawet się oblizałam.
Kolejny ząb mi się przebił.
Miewam humory.
Nauczyłam się rzucać ze złości na podłogę i gryźć meble.
Wygrzebałam maminy masażer do pleców i często z niego korzystam.
A tak poza tym, to już nic.



czwartek, 16 czerwca 2011

Lato (brrrr!) z komarami, lato swędzące bez przerwy

Komarów u nas - że ho ho! I to takie dorodne, jak mało gdzie. Mama mówi, że jak długo żyje (a z tego co się orientuję, to żyje już baaaardzo długo; dłużej żyje tylko tata i diplodok) to nie widziała takich bestii - mają po kilka centymetrów długości, do tego długaśne nogi i wielkie skrzydła. 
Wyglądają przerażająco. 
Tak bardzo, że mimo mojej ogólnej odwagi - bardzo się ich boję. 
I to nawet tych martwych! 
Na sam widok wykrzywiam buzię, zaczynam jęczeć i uciekam do mamy.
A ta się cieszy - bo ma pewność, że komara nie wezmę do buzi i nie zjem. 
Ta radość to całkiem uzasadniona, bo... Nie chwaliłam się ostatnio, ale w temacie kulinarnych eksperymentów mam na koncie dość ciężkostrawne pozycje... Na przykład (uwaga! nie próbujcie tego w domu!) - listwa przypodłogowa... ukruszony mur beton... mamine włosy... koty podłogowe... puzzle piankowe... i kilka innych ciekawych "dań".
Na szczęście mam na tyle odporny układ pokarmowy, że żadne nieciekawe przypadłości mnie nie dopadły po spożyciu :) 

środa, 15 czerwca 2011

Der kürzende Lebensraum, czyli o kurczliwości przestrzeni życiowej

Stało się!
Pierwszy minus posiadania brata pojawił się zanim on sam zdążył pojawić się na tym świecie. 
Chodzi mianowicie o to, że kawałek mojego - i tak niedużego pokoju - uległ znacznemu zmniejszeniu na skutek wstawienia dodatkowego łóżeczka. 
Aż chciałoby się powiedzieć brzydko - o kurtka prać! albo coś w tym stylu. 

Pewnie zaraz się okaże, że muszę się z nim dzielić zabawkami i co gorsze - rodzicami!!!
Oj, młody! Grabisz sobie, grabisz...

piątek, 10 czerwca 2011

Zabiegana

Trening tuptania pochłonął mnie bez reszty. 
Wciąż chodzę i chodzę... 
I chodzę....
I chodzę....
Raz za rączkę.
Raz przy użyciu podpórek w postaci krzeseł, stolików, pchaczy i tym podobnych przedmiotów.
A raz zupełnie sama - trzymając rączki w górze, by móc lepiej łapać równowagę.

Poza tym nie dzieje się zbyt wiele. Upał, który trzymał przez ostatnie kilka dni, szczęśliwie ustąpił miejsca deszczom i burej aurze, przez co można choć trochę odsapnąć przed kolejnym jego atakiem.
Mama wciąż stęka i kwęka - bo jest jej bardzo ciężko w Franiem na pokładzie. 
Ale już niedługo.
Łóżeczko stoi. 
Wózki i niemowlęce akcesoria odświeżone.
W zasadzie wszystko gotowe.
Tylko czy ja jestem gotowa na przybycie brata?