piątek, 10 czerwca 2011

Zabiegana

Trening tuptania pochłonął mnie bez reszty. 
Wciąż chodzę i chodzę... 
I chodzę....
I chodzę....
Raz za rączkę.
Raz przy użyciu podpórek w postaci krzeseł, stolików, pchaczy i tym podobnych przedmiotów.
A raz zupełnie sama - trzymając rączki w górze, by móc lepiej łapać równowagę.

Poza tym nie dzieje się zbyt wiele. Upał, który trzymał przez ostatnie kilka dni, szczęśliwie ustąpił miejsca deszczom i burej aurze, przez co można choć trochę odsapnąć przed kolejnym jego atakiem.
Mama wciąż stęka i kwęka - bo jest jej bardzo ciężko w Franiem na pokładzie. 
Ale już niedługo.
Łóżeczko stoi. 
Wózki i niemowlęce akcesoria odświeżone.
W zasadzie wszystko gotowe.
Tylko czy ja jestem gotowa na przybycie brata?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.