Dotychczas w moich działaniach dostrzec można było konsekwentnie wdrażane hasło: Rozpierniczyć Wszystko W Drobny Pył, przez co od czasu do czasu i wyjątkowo pieszczotliwie nazywana byłam Kobietką Demolką. Jednak od czasu, gdy uderzyłam się w łepetynę (czego jednak nie pamiętam i zrzucam na amnezję pourazową, ale na pewno takie uderzenie musiało mieć miejsce, bo inaczej bym takich głupot nie robiła!), coś mi się pod dekielkiem poprzestawiało i zaczęłam przejawiać pewną sympatię względem ładu.
Idyjotka - powiecie!
Ale co tam.
Porządek zaczął mi się podobać bo jest taki... uporządkowany. Łatwiej wszystko znaleźć i nie trzeba zastanawiać się, gdzie rozpocząć poszukiwania piłeczki na przykład - pod kanapą, czy w okolicach kosza, w którym kiszą się tatowe skarpetki (aromat których dalece odbiega od słodyczy)?
W dbaniu o porządek bardzo pomaga mi specjalny kosz, do którego ładujemy z mamą wszystkie zabawki po skończonej zabawie. Początkowo mama robiła za kozła, który każdorazowo i ochotniczo oddelegowywał się do zadania, ale niedawno pomyślałam, że to mogłaby być fajna zabawa. I o dziwo jest!
Kolejna sprawność zdobyta!
Kontynuując retro sesję zapoczątkowaną przedwczoraj, dziś przypominam sobie i Wam miesiąc trzeci. Miesiąc jakże ważny dla mnie i rodziców. Dla mnie - bo zostałam ochrzczona (przez bardzo sympatycznego księdza, który zasłynął powiedzeniem, że brzydkie dzieci chrzci za darmo, na co tata zareagował ofertą kilku brazilionów złotych polskich), a dla rodziców - bo powiedzieli sobie "tak".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.