czwartek, 12 maja 2011

Kombinatorka

Dziś krótko bo jestem po ciężkiej nocce - śniły mi się koszmary i obudziłam się z płaczem około północy. Rodzice zabrali mnie do siebie do łóżka, żeby mi było lepiej, ale wcale lepiej nie było: tata chrapał, a mama się rozpychała. Masakra!
Niedospanie nie wpłynęło na szczęście na moją inteligiencję i wykombinowałam dziś dwa nowe patenty. Pierwszy to chwyt butelkowy. Dla mnie nowa umiejętność. Choć niektóre dzieci potrafią samodzielnie trzymać butlę w wieku zaledwie kilku miesięcy, to wcale mi nie jest jakoś szczególnie źle z tego powodu, że ja dopiero teraz ją opanowuję. Dotychczas potrzebowałam rączek do zupełnie innych i o wiele ciekawszych czynności - penetrowania paszcz rodzicieli, sprawdzania sprężystości włosia (tego w zasięgu), czy eksplorowania kopalni (czyt. dłubania w nosach). Mniemam, że przez to jestem bogatsza w doświadczenia niż wszyscy ci, którzy grzecznie składali rączki na butelkach wcześniej niż ja.

Na drugi patent wpadłam zupełnie przypadkiem... Niechcący, w obawie przed upadkiem, oparłam się o stojące krzesełko do karmienia, a ono się przesunęło. Co ja zrobiłam krok wprzód, to krzesełko podążało przede mną. I tak też - bez niczyjej pomocy - przedreptałam dobry kwadrans bez odpoczynku. 
Ale tu jeszcze nie widać mojego geniuszu. Widać go po tym jak wybrnęłam z sytuacji, w której drogę tarasowała przeszkoda (ściana, mebel etc.) - np. jeżeli przede mną i po mojej lewej napotykałam opór, przechodziłam do lewego boku krzesełka i dalej już mogłam spacerować swobodnie. Trzeba przyznać, że istny Einstein we mnie drzemie! :)

A teraz ciąg dalszy wspomnień pieluchowych -  dziś miesiąc czwarty do kolekcji.
Już był ze mnie całkiem konkretny bobas.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.