piątek, 19 listopada 2010

Przechlapane!

Od urodzenia bardzo lubię wodę i wieczorne kąpiele. 
Jako maluteńki malutek swoje zadowolenie na nadchodzącą kąpiel wyrażałam jedynie uśmiechem. Teraz, kiedy jestem już starsza, cieszę się całym ciałkiem - macham rączkami, fikam nóżkami i śmieję w głos. Wystarczy sam dźwięk nalewanej wody, a ja już wpadam w euforyczną ekstazę.
Dawniej też, podczas samej kąpieli, leżałam spokojnie i grzecznie poddawałam się myjącym zabiegom. Teraz, gdy ma sprawność ruchowa jest o niebo lepsza, swą radość wyrażam według następującej proporcji - im bardziej się cieszę, tym większa fala! :D 
Pewnie się domyślacie, że wczorajsza sięgnęła zenitu (czyt. sufitu)?! :D
Skutki tego takie, że po pierwsze - od dziś przenosimy się z wanienką do łazienki, po drugie natomiast - pojawiła się szansa (wzorem moich psiapsiółek - pływackich prekursorek: Basi i Marysi), że w końcu wybierzemy się na basen dla bobasów. 
Tymczasem znikam, bo pogoda znów do nas macha zachęcająco i woła na spacer. 
Adios!

PS. A! Zapomniałabym! Obiecałam tacie, że nie napiszę, od czego ma bubu na czole. Widzisz tatusiu jaka jestem grzeczna - obiecałam, że nikomu nie powiem i nikomu nie powiedziałam :D Na mnie zawsze możesz  liczyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.