Zastanawiam się nieraz, jak to jest z tym byciem człowiekiem. No bo niby się jest człowiekiem, ale po pierwsze: co chwilę słyszę jakieś zwierzęce określenia pod adresem różnych osób - a ten to baran, a ta to krowa (i bynajmniej nie są to określenia jakie rodzice kierują do siebie nawzajem); po drugie zaś - zauważam dość daleko idące podobieństwa między ludźmi i zwierzętami.
Dla przykładu - tata mój ma wielkie uszy. Co prawda w drodze ewolucji utracił zdolność wachlowania nimi, ale śmiało można by go wrzucić do szufladki pt. "słoń". Ciekawi mnie tylko gdzie schował... kły!?!
O! I jeszcze jest cały owłosiony. Jak dorodny szympans. Tylko na czubku głowy ma takie kółko. Podejrzewam, iż posiada ono jakąś specjalną funkcję, tylko jeszcze nie wiem jaką.
A mama? Mama powtarza, że jest udomowioną kurą. Jakkolwiek na podstawie cech fizycznych i behawioralnych nie można byłoby tego stwierdzić, więc pewnie chodzi o głowę. Najczęściej coś wspomina o zwojach - że ma ich tyle samo co drób, albo - jak ma lepszy dzień (czytaj: jest mniej krytyczna względem siebie) - to o jeden więcej.
Oprócz tego mama wykazuje się nadzwyczajną wręcz zręcznością. Jak wiewiórka! Potrafi wskoczyć na meble, parapet, na wannę, z wdziękiem i lekkością. Tylko czasem z zejściem jest kłopot i wtedy z wiewiórki przeobraża się w hipopotama.
A ja... Ja mam niezliczoną ilość zwierzęcych wcieleń. Kiedy pełzam unosząc w górę główkę i zadek na przemian jestem jak robaczek. Kiedy wcinam obiad - jestem chomik i najpierw gromadzę pokarm w policzkach, a dopiero później przystępuję do przełykania i trawienia. W wanience taplam się jak mała kaczuszka. A jak puszczę gaz... to żaden skunks nie ma ze mną szans.
Swoją drogą - niezłe zoo tu mamy! ;D
Z tym szympansem to pomówienie jest!
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam, już nie bądź taki skromny. Przecież każdy wie, że nosisz szetland ;)
OdpowiedzUsuń