poniedziałek, 25 października 2010

Język, ucho i ...?

Niestety weekend już za nami. Wielka szkoda! Bardzo lubię mieć przy sobie rodziców przez cały dzień. Jest wtedy super wesoło. Mama robi tacie psikusy i najczęściej kończy się na tym, że tata przed mamą ucieka. A ja chichoczę. Czasami nawet bardzo głośno. I wtedy jest jeszcze śmieszniej, bo tata z zachwytem się we mnie wpatruje i wykrzykuje: ale ekstra!, a mama wchodzi na ultradźwięki zabijając przy okazji wszystkie komary i inne latająco-brzęcące stworzenia, które postanowiły przezimować w naszym domku;)    

Ale ja nie o tym chciałam. Do rzeczy! 
W miniony weekend odkryłam trzy superfajne rzeczy. 
Po pierwsze - swój język. Zainspirowana przez mamę, która dość często pokazywała mi różowego stwora mieszkającego w buzi, postanowiłam pooswajać i pobawić się swoim. No więc ja - bach! - wywalam język z paszczy i dalej wyginam go na wszystkie strony. Raz nawet spróbowałam go złapać, ale w dotyku nie wydawał mi się zbyt przyjemny - miał takie śmieszne wypustki i cały był mokry. Ciekawe czemu? Nie wiecie czasem?

Z drugim odkryciem było tak. Podczas gdy rodzice z wielką uwagą oglądali pana Huberta, ja znalazłam dla siebie coś o wiele bardziej emocjonującego - ucho od taty! Było takie duże, pofałdowane i lekko włochate. Podejrzewam, że bardzo dobrze by się je przeżuwało, ale trochę za daleko było. Ja za słaba, tata za silny i póki co nie udało mi się przysunąć bliżej, żeby się o tym przekonać. Ale to tylko kwestia czasu, gdyż moja moc rośnie z dnia na dzień.

Podobno najlepsze smaczki należy zostawiać na sam koniec. I tak też czynię. Prezentuję zatem najciekawszą zabawkę minionego weekendu. Jest nią... - fanfary! - MAMOFON. Dla niewtajemniczonych - mamofon to urządzenie do generowania dźwięku, działające w trakcie karmienia piersią. Impulsem wywołującym jego wydobycie jest odpowiednio mocne i energiczne zaciśnięcie szczęki. Ważne - po ugryzieniu należy zaprezentować swoje uzębienie w promiennym uśmiechu, umożliwiając sobie tym samym kolejne próby. Mistrzowie osiągają na swoich instrumentach rejestry, przy których kieliszki zamieniają się w stłuczkę szklaną. Ja jestem jeszcze malutka i  jednocześnie bardzo początkująca, więc nie zawsze trafiam w dźwięk. Zdarza się, że zamiast niego pojawia się jakiś fałsz, w rodzaju: %@$#%!&%^$&@$&. Jeszcze nie wiem co prawda co to znaczy, ale chyba nic dobrego. I pewnie nic, co miałoby związek z moją muzyką :D

A na zupełny koniec kilka słitaśnych fotek. Pojawiły się bowiem głosy, że mało mnie tu tak wizualnie. A więc proszę!

To ja
Na brzuszku 
Na łóżku 

U mamy na kolanach
Ausialalala

Najgrzeczniejszam, kiedy śpię
Oł je, oł je, oł je

To ja - typ niepokorny
Nikt nie wie co we mnie tkwi

2 komentarze:

  1. Nie wiem jak ale - Masz coś z wujka, też lubisz masochistyczne działania na kobietach i to najbliższych... zuch dziewczynka... ;-)
    ps.przy zabawach z mamofonem - beware! zuchwałe pomysł w stylu smarowanie 'instrumentu' płynem przeciw obgryzaniu paznokci, to często stosowane środki ratunkowe... wtedy, najlepiej udawać, że nie przynoszą pożądanych rezultatów... Bezsilność w oczach matki - bezcenne.
    pozdrawiam,wujek świrek. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi wujku, dziękuję za Twe bezcenne rady. Ale mama chyba ich nie docenia, bo trochę się skrzywiła czytając przypadkiem Twój komentarz. I powiedziała: "a to nicpoń". To chyba niedobrze, prawda? Jak tatę tak nazywa to zawsze marszczy brwi i trochę brzęczy jak stara lodówka radzieckiej produkcji.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.