poniedziałek, 23 stycznia 2012

La Donna e Mobile, czyli kot w kotłowni

Kilka dni temu w naszym domu zagościł kot. 
Mama dość długo się przed tym wzbraniała, jednak nocne harce urządzane przez myszy skutecznie wpłynęły na jej poglądy odnośnie posiadania w domu kota.
Kot, a raczej kotka, ma na imię Donna. Jest jeszcze mało mobile ze względu na środki ostrożności podjęte przez rodziców, sprowadzające się do ograniczenia przestrzeni oraz tymczasowego odseparowania jej ode mnie i Franka. No bo najpierw musimy się trochę poznać (w tym celu kilka razy dziennie odbywam pielgrzymki do kotłowni, w której przebywa), obwąchać, wybadać, czy nie pojawi się żadna alergia i jak nie będzie żadnych przeciwwskazań to wówczas pomyślimy, gdzie by jej znaleźć najlepsze miejsce pośród nas. 

Fotografie będą. W swoim czasie.

A z innych niezarejestrowanych blogowo tematów - wczoraj tata obchodził urodziny. Nie powiem które! Bo i sam tata stał się jakby ... wrażliwszy w temacie swojego wieku. I pewnie nie chciałby, żebym publicznie wypominała mu jego wiosenki.
Mama upiekła na tę okoliczność tort (wyborny!!!), który udekorowała płonącymi świeczkami (co było ewidentną szpilą wbitą w tatowe czułe miejsce).
Tata po wypowiedzeniu życzenia (a niech ją szlag!) i zdmuchnięciu wszystkich świeczek na raz zapytał pełen obawy:
A czy ich było naprawdę tyle, ile mam lat?
Kiedy mama potwierdziła, tata westchnął i powiedział brzydko. Cytować nie będę! :)

A w kolejnej odsłonie opowiem o moich starciach z rodzicielką.
Tymczasem się żegnam bo pora już późna.
Dobranoc!
Pchły na noc!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.