piątek, 22 kwietnia 2011

Szybko, szybko

Najpierw się zbiera, zbiera, a później w pośpiechu muszę nadganiać z informacjami...
No ale nie ma co marudzić, tylko szybciuchno zdawać relację z ostatnich dni.

Haute couture
Mama uszyła mi kreację na Święta. Nie jakieś tam byle co -  ledwo zszyte po bokach, ale prawdziwą bufiastą sukienkę z falbanami i zalotną łezką na pleckach. W kolorze soczystej zieleni. 
Niestety wczoraj nie miałam ochoty w niej pozować dlatego zdjęcia niet. Ale spoko loko - z pewnością po Świętach się pojawi.

Tron
Jak na prawdziwą księżniczkę przystało - dostałam i ja! Prawdziwy, zieloniutki i gra jak się do niego nasika! :) Dwójki jeszcze nie udało mi się jeszcze złapać, więc nie wiem. W sumie to się z niego cieszę, bo swój tron to prestiż, ale czasem trochę mi nudno, jak tak siedzę i czekam... I czekam... I czekam... Mam nadzieję, że już niedługo nauczę się komunikować swoje potrzeby. Wtedy dostanę taki na wypasie - gadający ze spłuczką! Motywację zatem mam. 

Oko
Najpierw był nos. Ale tylko u biedronki. Pokazywany zgrabnie wyprostowanym paluszkiem wskazującym, a po jakimś czasie przy pomocy rozdziawionej buzi (tak jak bym się chciała z nią całować). Później biedronce było się umarło na skutek dekapitacji (nie pytajcie, kto był katem ha ha ha!), a nos wyparło oko. Tym razem pokazywane już na człowieku i na kobiecie, czyli na tacie i mamie. Każde z nich na swój śmieszny sposób zachęca mnie do pokazywania tej części ciała: tata rozwiera powieki tak szeroko, że oczy prawie mu się nie wyturlają z dołooczów; mama natomiast wachluje rzęsistkiem tak szybko, że odnoszę wrażenie, że gdyby nie dodatkowe Frankowe (i pizzowe, i makaronowe, i ... no dobrze - może już nie będę matki dalej pogrążać) kilogramy, to by mi odleciała.

Perkusistka
Ulubioną zabawką ostatnich dni stał się... ra-ta-ta-tam!!! ... GARNEK. Wielki, głęboki, trochę wieśniacki, ale najważniejsze, że ma siłę. Jak się w niego trzaśnie, a szczególnie jak się trzaśnie jakąś łyżką albo grzechotką, a jeszcze szczególniej - jak trzasnę ja ze swą supermocą, to dźwięk niesie się hen hen za horyzont. I nawet przejeżdżający pociąg nie jest w stanie zagłuszyć jego brzmienia. 

Tea time
Udało mi się namówić mamę, żeby dała mi spróbować prawdziwej, czarnej, słodzonej cukrem herbaty. I bynajmniej nie z łyżeczki - a z prawdziwego kubka o pojemności mojego nocnika. Herbatka mi smakowała, owszem. Ale bardziej "smakował" mi kubeczek i chlipanie z niego. A jak już wychlipałam tyle, ile chciałam, to zanurzyłam w herbacie łapki i rozchlapałam na wszystkie strony.  Polecam!

Wesołego Alleluja
Święta tuż tuż, a mnie pewnie w najbliższych dniach nie będzie ze względu na daleką podróż, dlatego już dziś składam wszystkim serdeczne życzenia - zdrowych, wesołych i radosnych Świąt.

I jeszcze kartka!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.